Zdawał się być tak bliski i tak dobrze znany. Często mówił coś do Człowieka. Właściwie to chwilami nawet uroczo wyglądał. Gestykulował z taką emfazą, zaangażowaniem. Przekrzywiał głowę zabawnie jak zaintrygowana kura, zastanawiał się uważnie, pykając palcem o czubek nosa. Czasem był bardzo zły, krzyczał, gniew sprawnie zacieniał mu oczy grafitowym ołówkiem, dłonie kuliły się w ciasne pąki pieści… Innym razem miał łzy w oczach, otulał się bezradnie ramionami, próbował podchodzić z tak wielką troską na twarzy, zaniepokojeniem… Nadaremno.
Prawda jest taka, że Człowiek nigdy nie miał pewności co do tego Jegomościa. Bo gdy tylko ten pojawiał mu się przed oczami, gdy zaczynał do niego mówić, kiwać porozumiewawczo brodą czy mrugać nieznacznie okiem… to zwykle jakaś inna postać od razu stawała między nimi. Liściki wciskane potajemnie w dłoń, słowa podkreślane w książkach czy fragmenty gazet ułożone w zgrabny kolaż zwykle były złośliwie rozdmuchiwane, zasłaniane, zalewane niespodziewanie czarną kawą… Jakiś, zdawałoby się, że mały, ale całkiem sprytny Sabotażysta bardzo dbał o to, żeby nie mogło dojść między nimi do porozumienia. W efekcie Człowiek wkurzał się na rozpaczliwe zabiegi Jegomościa, uważając je za niepotrzebne, a czasem wręcz nie na miejscu, jednocześnie jednak czuł się coraz bardziej samotny, wybrakowany, patrzył z tęsknotą na tą, miłą przecież dla jego serca, postać.
Pewnego dnia postanowił. Czas zawrzeć rozejm. Przygotowania były długie, trzeba było zdobyć silne środki usypiające dla sprytnego Sabotażysty i zamontować nowe zamki w piwnicy, gdzie tymczasowo uda się go przetrzymać. Człowiek nie miał złudzeń. Wiedział, że ten mały padalec i tak wypełznie i będzie stawał na głowie, co niestety potrafił robić zjawiskowo, żeby tylko wpleść między nich nitkę nieporozumienia.
Udało się. Oto stali naprzeciwko siebie. Człowiek i Jegomość. Człowiek pierwszy wyciągnął dłoń.
– Zgoda? – skrępowany wyszeptał niewyraźnym głosem.
– Zgoda. – odpowiedziało mu… Prawdziwe Ja. Jego najgłębsza, najpełniejsza część, jakże boleśnie dotąd porzucona.
A co tam, że nie wypada, pomyślał Człowiek i uradowany jak dziecko rzucił się Prawdziwemu Ja na szyję. Ten odwzajemnił uścisk czule.
– Ale się cieszę! Jesteś! Jak dobrze! Odzyskałem cię! Jestem pełny, jestem sobą, to naprawdę ja! Ale fajowo, o matko!
Prawdziwa część Człowieka poczuła się wreszcie jak u siebie. Wypełniła sobą pusty fotel, wiedziała jak odpowiednio doprawić wspólny obiad. Już nie musiała zawstydzona ani chować się po kątach, ani bardzo prosić o uwagę. Autentyczność z Akceptacją zadzwoniły z gratulacjami i najlepszymi życzeniami na wspólną drogę życia.
Tymczasem w piwnicy coś zaczęło złowrogo szurać. Sabotażysta piłował w skupieniu nowe zamki, nadając sobie rytm potokiem zwrotek cedzonych pod nosem:
Jeszcze czego. Co ludzie powiedzą.
Wstyd taki, jak można być tak głupim…
Idiota, dureń i kretyn
Zło karygodne w czystej postaci…
Dawno Cię nie było
PolubieniePolubienie
Tak, to prawda. Dużo się działo 🙂 Ale już jestem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cieszę się że już jesteś aż ciekaw jak dużo się działo i czy dużo dobrego.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przeniosłam się do Krakowa 🙂 Kraków to dużo dobrego 🙂
PolubieniePolubienie
Porzuciłaś Szczecin? Cóż skoro ma ta zmiana wyjść Ci na dobre to dobrze.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cześć :-). Cieszę się z Twojego powrotu na bloga :-)))
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak miło 🙂 Pozdrawiam również 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawdziwy ja- polubić siebie takim, jakim w pełni jestem. Czy wychowawcy pozwolą? Czy społeczeństwo zaakceptuje?… Z jakiegoś powodu wypieramy się prawdziwego siebie. Są nawet programy- treningi jak zagłuszyć naturę, utemperować, wygładzić.., aby pasować!! Znaleźć najlepszą wersje siebie, taką bez… i jeszcze bez tego…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, tak wiele, naturalnych przecież, aspektów naszego jestestwa bardzo często zostaje uznanych za niesłuszne, złe, na różne sposoby nie do zaakceptowania. Trzeba się zmieniać, by móc liczyć na miłość…
PolubieniePolubienie
Zrozumiałem, że w pewnym momencie życia, ani wychowawcy ani społeczeństwo nie mają już na mnie tak dużego wpływu, jak wcześniej. Po pięćdziesiątce „olśniło mnie” – mogę żyć według swoich norm/zasad/przekonań/zwyczajów – szkoda, że tak późno to zrozumiałem 😦 .
Grono znajomych przerzedziło się, ale zostali tolerancyjni i akceptujący mnie takim jakim jestem,
nie muszę niczego udawać, mogę być sobą. Nie narzucam nikomu swojego zdania/spostrzegania/odbioru świata, w myśl zasady; ” żyj i pozwól żyć innym” (tak, jak chcą)
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
Po 50 to tak całkiem normalnie jak większość z nas. Kiedy obowiązki małżonka i rodzica schodzą w cień.
PolubieniePolubienie